piątek, 14 lutego 2014

ROZDZIAŁ 3

     Siedziałam w garderobie i czekałam, aż Ana skończy swój występ i będę mogła do niej dołączyć. Jeszcze tylko jeden taniec, tym razem bardziej akrobatyczny, niż erotyczny. Na szczęście. Mam nadzieję, że tym razem ten... że Shannon nie będzie się tak na mnie gapił. Właściwie to nie wiem, czemu tak go nie lubię. Przecież tak naprawdę nie mam pojęcia, jaki on jest.
     To chyba chodzi o to, że ja już nie lubię ludzi. Jak dla mnie połączenie sławny i fajny/miły/sympatyczny jest niemożliwe. Nie znam jeszcze takiego faceta, kobiety w sumie też nie, której bycie sławą nie przeszkadza w byciu normalnym człowiekiem.  Wszyscy moi klienci byli tacy małostkowi, zadufani w sobie, żaden z nich (tych sławnych) nigdy niczym się nie wykazał i mi nie zaimponował. Nienawidzę takich ludzi, po prostu nie trawię ich i tyle. 
     Stałam "za kulisami " sceny i patrzyłam ukradkiem na Anę. Była taka młoda... Może i nie jestem od niej dużo starsza i sama robię to co ona, ale naprawdę żal mi tej dziewczyny. Gdyby tylko chciała, mogłaby się z tego wyrwać i zacząć od nowa. W ogóle żałuję, że pozwoliłam jej na to, na zarabianie ciałem, najcenniejszym skarbem, jaki ma kobieta.
     Moje przemyślenia przerwała nagła fala oklasków i gwizdów. Ana skończyła swój solowy występ, teraz miałam do niej dołączyć. Wyszłam na scenę, a razem ze mną z głośników popłynęły pierwsze dźwięki "Bring me to life" Evanescence. Może trochę dziwna piosenka, jak na klub nocny, ale pasowała. Zaczęłam tańczyć. Na początku szło mi bardzo dobrze, ale po kilku chwilach nie wytrzymałam i spojrzałam w stronę Leto. Cholera, znowu się na mnie gapi i jeszcze w taki perfidny sposób pali tego papierosa. Boże, nienawidzę facetów. Przez niego się pomyliłam i zobaczyłam, że Ana patrzy na mnie z niemym pytaniem wypisanym na twarzy. Przez chwilę improwizowałam, a potem znów wróciłam do układu. Mimo wielkiej ochoty do końca wieczoru nie spojrzałam już w stronę stolika, przy którym siedziało dwóch sławnych mężczyzn, nie patrzyłam na nikogo w ogóle. Skupiłam się na tańcu i tyle.
     W drodze do domu Ana powiedziała mi, że jednak podczas pierwszego występu nie usiadła na kolanach Shannona, tylko tego drugiego, Tomo, bo Leto patrzył się na mnie i chyba to mnie wolał. Zaśmiałam się pod nosem na jej słowa, chociaż trochę byłam tym zniesmaczona. Okej, może i był przystojny, dobrze zbudowany i miał ładną twarz, ale co z tego? Naprawdę jest wielu facetów, takich jak on albo nawet i lepszych. Dobra, kurde, co to ma za znaczenie? Po co ja w ogóle myślę o jakimś lalusiu, który przyszedł do klubu ze striptizem popatrzeć na młode roznegliżowane laski? Bez sensu, koniec z tym.
   


     Kilka tygodni później siedziałam na swoim ulubionym wzgórzu, z którego rozpościerał się widok na całe piękne Los Angeles. Było tutaj dosyć ciasno, żeby się tu dostać trzeba było przejść przez gęste zarośla, a sama "miejscówka" była skałą wiszącą praktycznie w powietrzu. Naprawdę piękne miejsce i co najważniejsze - nikogo tu nie było. Podejrzewam, że ludzie nie mają czasu odkrywać miejsc takich jak to. Słuchałam jednej z moich ulubionych piosenek, jaką było "House of the rising sun" zespołu Animals. Ta piosenka była dobra zarówno, gdy byłam wesoła, zła, gdy chciałam się oderwać albo posłuchać czegoś w samochodzie.
     Siedziałam na wzgórzu pół godziny, a paliłam już trzeciego papierosa. Dzisiaj miałam jeden z tych dni, które Ana nazywała "dniami człowieczeństwa Lizzy". Chodzi o to, że po prostu w trakcie takich dni brało mnie na głębsze przemyślenia, czy zastanawianie się nad tym co dalej. Akurat w tym momencie myślałam o swoim dalszym życiu. Szukam nowej pracy od około miesiąca i dalej nic nie znalazłam. Wiem, że to nie jest długi czas, ale mimo wszystko trochę mnie to podłamuje. Dzwoniłam między innymi do dwóch biur, gdzie poszukiwano sekretarek, ale nie miałam doświadczenia. Nie chcieli mnie nawet w cholernym supermarkecie na kasie! Byłam gotowa złapać się czegokolwiek, bo naprawdę zaczynało mnie brzydzić to co robię. Szczerze powiedziawszy to w ogóle tego nie rozumiem. Nie przeszkadzało mi to tyle lat, nawet byłam poniekąd z tego dumna, a teraz... I jeszcze ten Shannon. Przychodził do klubu mniej więcej raz na tydzień i zawsze patrzył na mnie w ten sposób. Nie wiem dlaczego tak mi to przeszkadza, klient jak każdy, a jednak jest pewna różnica. Nie patrzył na mnie tak, jak inni. Obserwował, ale nie przychodził po to, żeby zaliczyć, tylko właśnie, żeby podziwiać. Ten koleś był bardzo specyficzny. W sumie to nie wiem dlaczego o nim myślę. Wcale tego nie chcę, a jednak nie mogę, NIE UMIEM przestać. Biłam się z własnymi myślami. O czym bym nie pomyślała - zawsze przed oczami pojawiała mi się jego twarz. Pewnego razu przyszedł do klubu ze swoim bratem. Dostrzegłam, że są podobni, ale jednak mają wiele różnic. Chociażby to, że Jared inaczej patrzy na nas, na tancerki. Ma w oczach jakieś nieposkromione zwierze, które widzi nas na swoim legowisku jako zabawki. Właśnie tego typu ludzi nienawidziłam najbardziej i to przez takich jak on chciałam skończyć z tym "zawodem".
     Moje przemyślenia przerwał dźwięk dzwoniącej komórki. Tak, jak się domyślałam, dzwoniła Ana. Kto inny miałby do mnie dzwonić?
 - Co jest? - zapytałam.
 - Wracaj do domu, chyba znalazłam ci robotę - powiedziała z ekscytacją w głosie.
 - Co? Jak to? Gdzie? - byłam autentycznie zdziwiona. - Jaka to praca?
 - Przychodź do domu, to się wszystkiego dowiesz - powiedziała i szybko się rozłączyła. Schowałam telefon do kieszeni i wyszłam z mojej kryjówki, pragnąć czym prędzej znaleźć się w domu.


***perspektywa Shannona***


     Całe szczęście Jared zgodził się na zatrudnienie kilku tancerzy. Może nie jest to koniecznie, ale na pewno udoskonali nasze koncerty. Tacy ludzie mogliby zabawiać fanów, wyciągać ich na scenę, cokolwiek. Teraz to się liczy na rynku. Ogłosiliśmy nabór na naszej stronie internetowej, zebrało się naprawdę dużo osób, które powiedziały, że przyjdą na casting. Daliśmy co prawda informację, że mają przychodzić tylko osoby, które mają kwalifikacje i doświadczenie w tańcu, które ukończyły jakąś szkołę, czy coś, ale nie wiem czy to coś da. Przesłuchania zaczynają się za kilka dni i będą dwa. Mam nadzieję, że pójdzie szybko, bo jakoś nie mam ochoty patrzeć na jakieś ogromne ilości fanów, którzy mają nadzieję, że bez żadnego doświadczenia będą tańczyć w swoim ukochanym zespole. Ja naprawdę doceniam to, jak nas podziwiają i kochają, ale czasami to bywa uciążliwe. Z resztą, nieważne.
     Ostatnio czuję się samotny. Mama zadała mi jakiś czas temu pytanie, czy zamierzam się ustatkować. Powiedziała, że nie zdziwi jej, jeśli Jared nigdy nie będzie miał żony, ale że ja powinienem ją mieć. Zdziwiło mnie to, ale z drugiej strony... To przecież normalne, że chce być babcią, że chce mieć synową. Tylko, że ja nie wiem, czy jej to dam. Na razie nie widzę siebie w roli męża i ojca, chociaż chciałbym tego. Brakuje mi ostatnio kogoś bliskiego, nie miałem w swoim życiu zbyt wielu poważnych związków i teraz tęsknię za tym. Nie za konkretną osobą, bo teraz... nie wróciłbym do żadnej ze swoich "byłych". Po prostu brakuje mi miłości do kogoś, troszczenia się o nią... Mogę być popularny, mogę mieć miliony fanów, ale co mi z tego, jeżeli nie mam... miłości?
     Zacząłem ostatnio ten temat z Jaredem, ale mnie wyśmiał. Dzieciak. On mógłby spokojnie wyżyć na samych dziwkach i pewnie tak też będzie. Tomo też na razie nie myśli o takich sprawach, ale on w porównaniu do mnie to jeszcze gówniarz tak naprawdę. A może to ja jestem jakiś inny? Spieszy mi się do zakładania rodziny w najlepszym momencie życia, mając tylu fanów?
     Tak, to chyba ze mną jest coś dziwnego...


***perspektywa Lizzy***


 - Chyba sobie ze mnie żartujesz - powiedziałam równocześnie wściekła i rozbawiona do Any. - Nie ma mowy.
 - Ale Liz...
 - Nie ma, kurwa, mowy! Już wolę, nie wiem, dalej pracować w burdelu, wiesz?
 - Serio? - zapytała z niedowierzaniem.
 - No dobra, może nie wolę, ale...
 - No właśnie - przerwała mi. - Sama widzisz. Proszę cię, idź na ten casting, co i szkodzi? Jak cię nie będą chcieli, to po sprawie, a jeśli tak, to zawsze możesz zrezygnować. Proszę cię, Liz! Pójdziesz tam, zatańczysz i po sprawie, tyle.
 - Ale Ana... A co, jeśli mnie rozpoznają? Shannon ostatnio często bywał w klubie, jeszcze jak zacznę tańczyć... A ja nie chcę, żeby ktoś mnie rozpoznał. Widzisz? To nie ma sensu.
 - No to się przebierzesz, cokolwiek. Idź i spróbuj, jeśli żaden ci nie powie, że cię zna to nie będzie problemu, a jeśli tak to odejdziesz i, kurwa, tyle! Liz, pójdziesz tam, albo się na ciebie wkurwię.
 - A co z tobą? Miałyśmy poszukać czegoś razem. Pójdziesz ze mną w takim razie?
 - Chciałabym, ale ja nie mogę. Nie przyjmą mnie, bo nie mam skończonej szkoły tanecznej. No kurde, Lizzy... Błagam, idź tam - poprosiła i widziałam w jej oczach, że naprawdę jej na tym zależy. W tej chwili postanowiłam, że pójdę, żeby nie zrobić jej przykrości.
 - Dobra, zastanowię się, pasuje?
 - Dobrze, dobrze! - ucieszona zawiesiła mi się na szyi.
     Ale ja się tak nie cieszyłam. Ani trochę nie podobał mi się ten pomysł. Co, jeżeli któryś mnie rozpozna? Szczególnie ten cały Shannon, który się tak na mnie gapił za każdym razem? Nie chciałam, żeby opinia dziwki ciągnęła się za mną przez resztę życia. Czułam, że coś się we mnie zmienia, że... Wracają uczucia, a nawet  czasami łapię się na tym, że... Marzę. Po prostu marzę. Chociaż dalej czuję, że nie mam do tego prawa. Jak po tym wszystkim, jaka byłam, mogę teraz marzyć o lepszym życiu i o... rodzinie? Tak, to jest to, czego chciałabym najbardziej. Ale nie mogę. Nie wolno mi i bardzo dobrze o tym wiem.


     Przesiedziałam w swoim pokoju dobre kilka godzin, zastanawiając się, czy decyzja, którą podjęłam, jest słuszna. Naprawdę nie chciałam robić Anie przykrości i byłam gotowa pójść na ten casting chociażby dla niej. Bałam się tylko zdemaskowania. Musiałam wymyślić coś, co zagwarantuje mi, że żaden z nich mnie nie rozpozna. I właściwie, to wymyśliłam.
     Zerwałam się gwałtownie z łóżka i ruszyłam w kierunku pokoju Any. Bez pukania weszłam do środka, ale jej tam nie było.
 - Tu jestem - usłyszałam krzyk wydobywający się z kuchni.
 - Zbieraj się. Jedziemy na małe zakupy - powiedziałam z błyskiem w oku do przyjaciółki.
 - Co kurwa? Zwariowałaś?
 - Chcesz, żebym poszła na ten casting, czy nie? - powiedziałam, cały czas się uśmiechając.
 - Pójdziesz? Naprawdę pójdziesz tam? - złapała mnie za ramiona i zaczęła potrząsać, co przyprawiło mnie o nagły atak śmiechu.
 - Tak, pójdę i wymyśliłam co zrobić, żeby mnie nie poznali, dlatego musimy iść na zakupy. Przypomnij mi, kiedy jest pierwszy?
 - Za trzy dni, a następny za tydzień, tylko że jest dalej od nas.
 - W trzy dni nie wymyślę żadnego dobrego układu, czeka nas więc mała przejażdżka za tydzień. A teraz rusz kurde ten tyłek i spadamy!
     Właściwie, to nie wiem, dlaczego byłam taka wesoła. Mimo wszystko na samą myśl, że mogłabym robić to co kocham i to przed oczami tylu ludzie, na koncertach sławnego zespołu... To było coś. Chyba jednak lepsze to, niż dawanie dupy, no nie?
     Wymyśliłam, że zmienię swój image. Przefarbuję moje naturalne włosy na platynowy blond i trochę przedłużę u kosmetyczki. Oprócz tego chyba zacznę je prostować. Co prawda w pracy też czasami miałam wyprostowane, ale akurat tak się złożyło, że nigdy w prostych mnie Leto nie widział. Boże, to ja pamiętam takie szczegóły?!
     Zastanawiam się tylko, na co mi to wszystko, skoro nawet jeśli mnie przyjmą ja nie mam zamiaru tam pracować? No po mi te przebieranki? Trochę bez sensu, ale niech Ana myśli, że rozważam to na poważnie, ucieszy się. Z zakupów wróciłam z torbą pełną sukienek i kilkoma parami butów. Samymi trampkami. Dziwne połączenie, takie... Niby dziewczęce, ale nie do końca. Nie do końca, bo sukienki były mocno rockowe. Szczerze mówiąc trochę się bałam, bo to był totalnie nie mój styl. Albo chodziłam w dresach i totalnie sportowych  butach i ciuchach, ponieważ lubiłam biegać i chodzić na siłownię, albo w obcisłych miniówkach i szpilkach. W tym momencie zrozumiałam, na co się piszę. Całkowicie zmieniałam swój wizerunek. Podświadomie czułam, że to nie chodzi tylko i wyłącznie o jeden występ, o jedno popołudnie. Czułam, że coś we mnie się zmienia, staję się inne, ale nie do końca potrafiłam to zidentyfikować...


*****
Cześć, cześć i czołem :D
Dzisiaj nie mam Wam nic do powiedzenia za bardzo, proszę tylko o zostawienie po sobie śladu w postaci komentarzu ;)
I mam jeszcze do Was takie pytanko - w jaki dzień tygodnia chcielibyście nowy rozdział? :) Biorę pod uwagę piątek, sobotę lub niedzielę, ale nie mogę się zdecydować, może pomożecie?
Począwszy od tego tygodnia (do końca weekendu planuję dodać następny rozdział) chciałabym dodawać co tydzień jeden rozdział, dlatego właśnie chciałabym ustalić z Waszą pomocą jeden, konkretny dzień. Więc jak będzie? :)

~Provehito in altum~

11 komentarzy:

  1. Super rozdział :) najlepiej jak będziesz dodawać w sobotę :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki <3
      Też właśnie myślałam o sobocie i tak chyba będzie najlepiej ;)

      Usuń
  2. W soboty dodawaj nowe :) czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, to zostaje sobota :3
      Dziękuję za odwiedziny <3

      Usuń
  3. Przeczytalam wczoraj, ale zasnelam, dodajac komentarz. Wybacz :( Bylam bardzo zmeczona.

    OdpowiedzUsuń
  4. o której będzie nowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może jednak po 20:00 :D
      Ale na pewno pojawi się dzisiaj, nie jutro :)

      Usuń