sobota, 24 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 6

     Odkąd wróciłam do domu o trzeciej w nocy, czyli przeszło siedem godzin temu, ciągle siedziałam na łóżku i płakałam. Nie potrafiłam zasnąć, nie potrafiłam robić nic poza płakaniem. Wczorajszy wieczór był po prostu straszny. To wszystko nie tak miało wyglądać... Z drugiej strony czułam, że tak będzie, że coś się nie uda. Przecież to moje życie, nie mogło być inaczej.
     Jared jest po prostu okropny. Zrozumiałabym, gdyby mnie wylał, gdyby od razu powiedział wszystkim, kazał mi zerwać umowę i musiałabym płacić ogromną karę... Ale coś takiego? W życiu bym nie pomyślała, że mnie po prostu wykorzysta. Nie wiem co mam teraz robić. Opowiedziałam Anie o wszystkim i oczywiście na początku nie dowierzała moim słowom, no bo przecież jak to możliwe, ale uwierzyła i była po prostu zszokowana.  Zarówno jej i moja pierwsza myśl była taka, że po prostu powinnam od razu odejść od nich, ale musiałabym płacić grube tysiące za zerwanie umowy, a zwyczajnie mnie na to nie stać.
     Dziś wieczorem mamy iść do tego klubu. Jared wczoraj powiedział, że mam przyjść, ale ja wcale nie mam takiego zamiaru. Przecież nie może mnie zmusić, prawda?

     Kiedy wybiła godzina dwunasta, postanowiłam wstać wreszcie z łóżka i doprowadzić się do ładu. Poszłam do łazienki i włączyłam wodę, aby napełnić nią wannę. Wróciłam do swojego pokoju, który był połączony z łazienką i wyciągnęłam z barku butelkę drogiego różowego wina oraz kieliszek i poszłam z nimi z powrotem do wanny. Rozczesałam swoje obecnie długie blond włosy i zmyłam dokładnie wczorajszy makijaż. Boże, wyglądałam fatalnie. Następnie zdjęłam ubranie i weszłam do wany napełnionej gorącą wodą. Włożyłam do uszu słuchawki mojego iPoda i włączyłam na nim playlistę z największymi przebojami Pink. Uwielbiam ją, nie jest taka jak inne obecne gwiazdy. Chociaż teraz to nie wiem, jak się okazuje nikt nie jest tym, za kogo go uważamy.

     Podłożyłam pod kark zwinięty ręcznik i ułożyłam się wygodnie w wannie, a następnie chwyciłam jedną ręką za kieliszek, a drugą za butelkę wina i przelałam nieco jego zawartości do szkliwa. Upiłam łyk i poczułam jak ciesz delikatnie drażni mój przełyk.

     Leżałam w wannie dopóki nie opróżniłam połowy butelki, czyli około pól godziny, kiedy Ana weszła do środka, żeby pogadać. Pytała co zamierzam dziś robić i przekonała mnie, że nie powinnam siedzieć w domu i dawać Jaredowi satysfakcji z tego, że może mieć na mnie taki wpływ. Postanowiłam pójść dziś do klubu i się dobrze bawić. A przynajmniej próbować.

     Nim zdążyłam się obejrzeć wybiła godzina osiemnasta i musiałam zacząć się szykować, bo na miejscu byłam umówiona godzinę później. Założyłam cieliste rajstopy i szpilki na platformie i wysokiej szpilce w tym samym kolorze, a do tego czarną przylegającą, ale nie obcisłą sukienkę na ramiączkach z plecami odsłoniętymi do połowy. Długo zastanawiałam się czy mój strój jest odpowiedni i niewyzywający i ostatecznie postanowiłam założyć czerwone conversy przed kostkę. Wyglądało to całkiem nieźle i mimo wszystko kobieco, ale żeby pozbyć się dziewczęcości, a nadać więcej kobiecości podkreśliłam usta krwistoczerwoną szminką. Tak, o wiele lepiej.
 
     Na miejsce dojechałam taksówką, ponieważ miałam zamiar wypić dzisiaj trochę alkoholu. A właściwie  to dużo. Weszłam do środka i zamówiłam przy barze trzy shoty, a następnie wypiłam je jednego po drugim i poszłam szukać mojego zespołu. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, podejrzewałam, że będzie przy nich więcej ludzi niż w pozostałej części klubu i nie myliłam się. Vicky widziała mnie już z daleka i wyciągnęła rękę w górę na znak, żebym do nich dołączyła. Jak się okazało na miejscu byli już wszyscy, a ja dotarłam ostatnia.

 - Już się martwiliśmy, że nie dotrzesz - powiedział z szelmowskim uśmiechem Jared w moim kierunku. Oh, mój boże, jak ja go nienawidzę.
 - Nie ma mowy, nie przepuściłabym takiej okazji - odpowiedziałam najmilej jak byłam w stanie i przetrzymałam jego spojrzenie. Ku mojej uciesze to on pierwszy odwrócił wzrok.
 - Czego się napijesz, Liz? - zwrócił się do mnie Tomo. - Piwo, drink, czy coś innego?
 - Na początek może być piwo, dzięki Tomo - odparłam i uśmiechnęłam się do gitarzysty. Byłam świadoma, że jeśli zmieszam alkohol to źle ze mną będzie, ale postanowiłam martwić się tym, jak już nadejdzie problem. Rozejrzałam się w zasięgu naszego stolika i zobaczyłam, że Shannon siedzi  z Ryanem po drugiej stronie na końcu i rozmawiają o czymś zaciekle.  Kiedy przyszłam odwrócili się na moment w moim kierunku, ale szybko wrócili do rozmowy. Jared siedział z drugiej strony  Ryana, obok niego Tomo, potem ja, a miedzy mną i Shannonem dziewczyny. Obecnie każdy był zajęty rozmową z kimś innym, a Tomo poszedł po moje piwo, więc siedziałam tak jakby sama. No dobra, Jared nie rozmawiał z nikim i gapił się na mnie, ale to się nie liczy. Z nim rozmawiać nie będę.

     Chwile później przyszedł Tomo i przyniósł piwo, o które prosiłam. Dziś piliśmy na rachunek zespołu, więc nikt nie przejmował się tym, czy  wziął ze sobą wystarczającą ilość pieniędzy, a w tym klubie można było płacić wyłącznie gotówką. W sumie dziwne.

 - Dobra, skoro jesteśmy już wszyscy to proponuję wznieść pierwszy toast - powiedział Jared wstając ze swojego miejsca. - Za naszych nowych wspaniałych tancerzy, abyście wytrwali z takimi wariatami jak my do końca! - rzekł donośnie i uniósł w górę szklankę ze swoim drinkiem, który wyglądał mi na krwawą Mary. Wszyscy podążyliśmy jego śladem i stuknęliśmy się szkłem w powietrzu. Gdy dotknęłam swoją szklanką pełną piwa szklankę Shannona, ten uśmiechnął się do mnie promiennie i puścił mi oczko. Mimowolnie przypomniał mi się jeden z wieczorów w klubie, kiedy tańczyłam, a on siedział w publiczności. Uśmiech za chwilę zniknął z mojej twarzy, ale zaraz potem znów się na niej pojawił, bo pomyślałam sobie, że to już się skończyło i teraz jestem inną osobą. Upiłam łyk swojego piwa, a gdy odstawiłam kufel na stolik zobaczyłam, że Shannon się przesiada z zamiarem zajęcia miejsca obok mnie. Zrobiłam mu miejsce na kanapie, a on usiadł.

  - I jak tam twoja stopa? - zapytał. W pierwszej chwili nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale potem szybko przypomniałam sobie o otarciu.
 - A dziękuję, już w porządku. Nie wiem jakby się skończyło, gdyby nie twoja pomoc. Może moja noga nadawałaby się już tylko do amputacji? - zadałam retoryczne i trochę ironiczne pytanie, ale uśmiechnęłam się równocześnie i upiłam trochę bursztynowego płynu.
 - Wiesz co? Wredna jesteś! Ja tak się starałem pomóc, zużyłem na ciebie moje perfumy, a ty masz czelność się ze mnie nabijać? To naprawdę wredne - odpowiedział mi udając oburzenie, ale było widać, że się ze mną drażni.
 - Nie no, ale na serio dzięki za pomoc. I przepraszam, że wtedy byłam trochę niemiła, to chyba przez stres.
 - Trochę niemiła? Myślałem, że mnie zabijesz tym spojrzeniem - powiedział Shannon i zaśmiał się głośno, a mi się robiło trochę głupio. Naprawdę nie był taki zły jak myślałam, że jest. Kurde, ale chodził do klubów ze striptizem, to też nie jest do końca fajne. Przynajmniej nie widziałam, ani nie słyszałam o tym, żeby się przespał z którąś z nas. Nadal mówiłam "nas", bo ciężko mi było się przestawić. Po raz kolejny tego wieczora odrzuciłam od siebie myśli o mojej poprzedniej pracy i wróciłam do dzisiejszego wieczora.
    
     Nawet się nie obejrzałam, a już dochodziła dwudziesta druga. Rozmawialiśmy cały czas z Shannonem, sama nie wiem o czym. Wznieśliśmy wszyscy po drodze kilka toastów, wypiliśmy litry alkoholu. Reszta naszej grupy odchodziła od stolika, żeby potańczyć, ale ja wraz ze starszym Leto ciągle rozmawialiśmy. Mieliśmy tak wiele tematów, że aż wydawało mi się to niemożliwe. W głowie mi się kręciło już od dobrej godziny, a przecież nawet na chwilę nie wstałam. Chciało mi się iść do toalety, ale bałam się potknięcia, a tego wolałabym uniknąć na oczach całego zespołu. Potrzeba jednak zwyciężyła.

 - Shannon, poczekaj chwilę, muszę iść do toalety - powiedziałam i zaczęłam podnosić się z miejsca powoli. Wzięłam torebkę i ruszyłam niespiesznie w kierunku toalet. Spędziłam tak około dziesięciu minut, bo była kolejka i musiałam jeszcze poprawić makijaż. Jak to dobrze, że założyłam te trampki, a nie szpilki. Nie chciałoby mi się dzisiaj tak męczyć i pilnować, żeby się nie potknąć.

     Kiedy doszłam z powrotem do stolika, nie zdążyłam nawet usiąść, bo Shannon od razu wziął mnie za rękę i powiedział, że idziemy tańczyć. Nie opierałam się długo. Tanecznym krokiem doszliśmy na środek parkietu. Akurat leciało Pour it up Rihanny, więc zaczęliśmy kołysać się razem w rytm muzyki, ale nie dotykaliśmy się. Aż do momentu, kiedy Shannon chwycił mnie za ramiona i odwrócił tyłem do siebie. Nasz taniec był coraz bardziej zmysłowy, ale nawet mi to nie przeszkadzało. Przetańczyliśmy tak około pół godziny, po czym wróciliśmy do naszego stolika.

 - No to, Liz, za naszą znajomość! - powiedział perkusista i uniósł w górę kieliszek z niebieską wódką, a ja wykonałam ten sam gest.
 - Chwila, moment, nie zapominajcie o nas - wtrąciła z udawanym oburzeniem pijana już Emma. Każdy z nas uniósł w górę szkło z kolorowymi cieczami i jednym szybkim ruchem opróżnił je do cna. - No, mocne to było moi drodzy. Shannon, ja wiem, że ty wolisz Lizzy, ale może zatańczyłbyś ze mną, co? No nie daj się prosić, już tylko ty mi zostałeś do zaliczenia - po tych słowach wszyscy buchnęliśmy  śmiechem. Leto nie miał śmiałości jej odmówił i po chwili zniknęli razem na parkiecie. Kiedy poszedł poczułam się jakoś dziwnie, jakbym nie mogła już być sobą. Spojrzałam w prawą stronę i zobaczyłam, że Jared przysuwa się do mnie, a przy naszym stoliku nikogo nie ma. Wspaniale, pomyślałam.

 - To co? Szybki numerek w toalecie? - zapytał i położył mi rękę na kolanie.
 - Pieprz się, Jared - odparłam i zrzuciłam z siebie jego dłoń. Byłam juz pijana, więc nie za bardzo kontrolowałam swoje słowa i reakcje.
 - Uuu, to mówisz, że dzisiaj na ostro? - powiedział i uśmiechnął się do mnie zaczepnie. Miałam szczerą ochotę dać mu w twarz. Jaka szkoda, że nie mogłam tego zrobić. W sumie mogłam, ale nie chciałam robić sobie problemów.
 - Jared, serio, spadaj. Nie prześpię się z tobą, jestem pijana.
 - Aha, czyli mogę być jutro twoim lekarstwem na kaca?

     Już miałam odpowiedzieć coś ciętego, ale do stolika wrócili Emma z Shannonem.

 - Odbijany! - krzyknęła kobieta i wyciągnęła Jareda na parkiet, a starszy Leto usiadł obok mnie.
 - Nie wyglądałaś na zbyt zadowoloną z towarzystwa mojego brata - powiedział, a po jego głosie łatwo było rozpoznać, że jest pijany i to niemało.
 - Daj spokój, irytuje mnie jak nie wiem. Myśli, że jak byłam dziwką, to wszystko mu wolno - rzekłam bez zastanowienia. - O kurde, wydało się - dodałam i wybuchłam śmiechem.
 - Dziwką? Ja myślałem, że ty tylko tańczysz - powiedział Shannon całkiem poważnie.
 - Jak to? To ty mnie poznałeś?
 - No pewnie, że cie poznałem - powiedział i również ryknął śmiechem, więc śmialismy się razem.
 - Kurde, to na cholerę mi te całe przebieranki i fryzjerzy, skoro i tak każdy wie, kim jestem - nie mogłam powstrzymać smiechu. Co ten alkohol robi z człowiekiem? - Ej, Shannon?
 - No? - zapytał biorąc do ręki kieliszek z uśmiechem.
 - To w takim razie nie przeszkadza ci to, czym się zajmowałam? - spytałam z nadzieją w głosie również chwytając za swój kieliszek.
 - No jasne, że nie. Co to ma w ogóle za znaczenie?

     Chciałam odpowiedzieć, ale najpierw czułam, że strasznie plącze mi się język, a potem poczułam nagłą chęć zwymiotowania, więc jak najszybciej mogłam, pobiegłam do toalety. W tym momencie film urwał mi się całkowicie i z dalszej części imprezy nie pamiętam kompletnie nic. A właściwie to nie pamiętam nic od momentu, kiedy wyszłam na parkiet z Shannonem.

__________________________________________________________________
No i popatrzcie co my tu mamy :)
Wiem, wiem, źli jesteście na mnie okrutnie i w ogóle foch i tak dalej, ale mim wszystko proszę o komentarze pod tym rozdziałem ;)
Przypominam jeszcze o grupie na facebooku poświęconej mojemu opowiadaniu - możecie tam komentować, zadawać pytanie, dawac pomysły - co tylko chcecie.
Jeszcze raz bardzo przepraszam za wielkie opóźnienia i życzę miłej lektury ;)

PS Bloga absolutnie nie zamierzam usuwać, a już na pewno nie przez brak czasu. To jest część mnie i pomimo iż nie mam dla niej tyle czasu i cierpliwości, ile bym chciała - doprowadzę to do końca.