piątek, 7 lutego 2014

ROZDZIAŁ 1

   Na wstępie krótka informacja: w moim opowiadaniu będą się pojawiały sceny przeznaczone dla pełnoletnich osób. Na prośbę czytelników nie ustawiam blokady dla osób poniżej osiemnastego roku życia, jednak chcę ostrzec, że będą się pojawiały erotyczne sceny, dlatego jeśli Ci to przeszkadza - nie czytaj mojego bloga, nie jest dla Ciebie odpowiedni :)
   Pozdrawiam i  jeśli Cię nie zraziłam - zapraszam do lektury.


     Była godzina osiemnasta, za trzy godziny miałam być w jednym z najbardziej znanych klubów miasta aniołów, jakim było Bootsy Bellows. O dwudziestej trzydzieści miał przyjechać mój szef, Klaus. Nie wiem, jakie jest jego prawdziwe imię, ale to na sto procent jest przezwisko, sam mi to powiedział. Podobno jestem jego ulubioną... "pracownicą" i ma do mnie największe zaufanie. Na początku, gdy to usłyszałam, nie mogłam uwierzyć, ale jest kilka faktów, które potwierdzają autentyczność jego słów. Chociażby to, że wszystkie inne dziewczyny wylatują z pracy po maksymalnie sześciu miesiącach, a ja pracuję tam już siedem lat. Ana od dwóch, ale na moją prośbę. Co prawda na początku nie chciałam się na to zgodzić, nie chciałam pchać jej do tego syfu, ale można powiedzieć, że nie było wyjścia. Gdybym tego nie zrobiła, ona odeszłaby i pracowała w innym burdelu, a ja miałabym wyrzuty, że to przeze mnie. Nie zrobiłam tego z egoizmu, chciałam po prostu mieć ją na oku. Mimo wszystko mogła naprawdę trafić dużo gorzej, Klaus jako szef był dla nas bardzo dobry. Co jakiś czas do pensji dorzucał nowe ciuchy, w które miałyśmy się ubierać na eventy, nowe buty i torebki... Lepsze to, niż handel ludźmi, na przykład. 
     Jednym z czynników, dzięki którym miałam u Klausa szczególne względy był fakt, że czasami z nim sypiam, co jest niedozwolone dla innych dziewczyn. Na początku każda ma jasno ustalone reguły, a jedną z nich jest absolutny zakaz "manipulowania uczuciami szefa" oraz "próba zaspokajania go w celach uzyskania korzyści osobistej". Trzymałam się tego przez pierwsze kilka miesięcy, a później on sam zaproponował mi dodatkowy zarobek. Płacił nieźle, tysiąc dolarów za jedną noc. Zdarzało się to naprawdę rzadko, bo nie częściej niż raz na trzy miesiące, ale tak czy inaczej. Z tym, że seks z Klausem to była wyższa szkoła jazdy. Gdy tylko przeczytałam książkę "Pięćdziesiąt Twarzy Grey'a", od razu porównałam mojego szefa do Christiana. Był władczy, nienasycony, miał nawet swoje własne granice (nie wolno mi było dotykać jego pleców, ale nie wiem z jakiego powodu), lubił ostry seks w naprawdę zaskakujących miejscach, jak na przykład balon widokowy, altanki w parku, czy Muzeum Architektury Współczesnej. 
     Klaus jest naprawdę przystojnym mężczyzną, ma trzydzieści cztery lata, gdy zaczynałam pracę prowadził swoją "agencję" ze swoim ojcem. Ciekawe, czyż nie? Byli do siebie bardzo podobni, jednak ojciec był bardziej zaniedbany i groźny, wyglądał po prostu jak stary alfons, podczas gdy Klaus wygląda jak bogaty biznesmen. Nie powiem, że seks z nim to była przyjemność, bo jak już mówiłam nigdy jej nie zaznałam, ale nie obrzydzał mnie jak niektórzy klienci i nie traktował jak przedmiot, nie mówił "zrób to, a tego nie", nie kazał mi jęczeć, ani zmieniać pozycji, wszystko było w pewnym sensie naturalne. Między innymi dlatego nie spałam z nim raz, tylko kilkakrotnie. 
     Siedziałam na małym balkonie w mojej kamienicy. Mieszkanie było dość wąskie, za to długie i dwupiętrowe, a do pokoju, który był mój, należał balkonik. Postawiłam na nim wiklinowe meble, jakimi był fotel i stolik oraz papirusy w antycznych donicach. Lubiłam to miejsce. Choć mój dom nie był za duży, to lubiłam w nim spędzać czas. Był taki....mój. Wszystko było urządzone tak jak chciałam, w moim specyficznym stylu. Oczywiście oprócz pokoju, który odstąpiłam Anastasii, mogła z nim robić co tylko chciała. Miałam świadomość, że choćby nie wiem jak się starała, to zawsze będzie zarabiać dużo mniej ode mnie, dlatego ja płaciłam sześćdziesiąt pięć procent rachunków, a ona resztę. Zakupy robiłyśmy raczej każda dla siebie, albo na zmianę, ale nie przywiązywałyśmy do tego dużej uwagi. 
     Zaciągnęłam się papierosem po raz ostatni i zgasiłam go w popielniczce leżącej na wiklinowym stoliku. Weszłam do pokoju i otworzyłam sporą szafę z ciuchami, przeznaczonymi "do pracy". Wygrzebałam z niej czarną seksowną sukienkę w czerwonymi wstawkami oraz krwiste szpilki na piętnastocentymetrowym obcasie. Miałam metr siedemdziesiąt wzrostu, wiec w szpilkach może i byłam wysoka, ale moi klienci zazwyczaj byli wyżsi, a poza tym i tak wzrost nie miał zbytniego znaczenia. 
     Ubrania położyłam na łóżku i udałam się do toaletki. Podłączyłam prostownicę i zaczęłam prostować moje naturalnie pofalowane włosy. Gdy już skończyłam, pomalowałam paznokcie na czerwono i zaczęłam robić makijaż. Zdecydowałam się na ciemne cienie do oczu i podkreślenie ust wyrazistą szminką w kolorze bardzo zbliżonym do tego, jaki miał lakier na moich paznokciach. Zupełnie inny wygląd, inna ja. Jak łatwo jest zmienić swoje oblicze...
     O siedemnastej czterdzieści zarówno ja, jak i Ana byłyśmy gotowe. Siedziałyśmy w kuchni, której okno skierowane było na drogę i paliłyśmy papierosy. Ja cienkiego niebieskiego Chesterfielda, a ona e-papierosa z waniliowym olejkiem. Wkurzał mnie trochę jego zapach, więc zazwyczaj mówiłam jej, żeby przy mnie nie paliła, ale teraz była bardzo zdenerwowana i nie chciałam pogarszać jej stanu.
 - Boże, nie trzęś się tak, wkurza mnie to - odezwałam się, delikatnie poirytowana zachowaniem przyjaciółki.
 - Przepraszam, strasznie się denerwuję. Nigdy wcześniej nie byłam  Bootsy Bellows, nie chcę czegoś spierdolić - powiedziała i zaciągnęła się dymem. Nigdy chyba nie zrozumiem, jak można palić to gówno.
 - Będzie w porządku, najgorsze, co teraz może cię spotkać, to brak klienta. Wejście masz zagwarantowane, nie masz się czym martwić. Ja sama jadę tam drugi raz, ostatnio byłam dawno temu. Spokojnie, będzie w porządku - próbowałam ją pocieszyć. Nagle usłyszałam pisk opon i przez szybę dostrzegłam parkujący samochód na chodniku przed wejściem. Chwile później zadzwonił domofon. Wpuściłam Klausa, który miał w ręce spory pakunek.
 - Co to? - spytałam, patrząc ze zdziwieniem i zaciekawieniem na to, co miał w rękach.
 - Wasze stroje na dzisiaj. Przebierajcie się szybko, bo się spóźnimy.
 - Że kurwa co? Jakie stroje? - zapytałam zaskoczona.
 - Musicie to mieć na sobie, wszystkie dziewczyny od nas to zakładają. Taki znak rozpoznawczy dla facetów, muszą wiedzieć, które laski są... da nich - dokończył i spojrzał wymownie na zegarek. - Błagam, szybko, dziunie.
 - Chyba kogoś popierdoliło. Dobra, zmywamy się, przebierzemy się w samochodzie. Chodź, Ana, będzie dobrze - uśmiechnęłam się do niej zachęcająco i poszłyśmy do pojazdu. 


     Na miejscu byliśmy, o dziwo, punktualnie. Okazało się, że ciuchy, które były dla nas przygotowane, to skórzane, naprawdę krótkie sukienki. Miałam wrażenie, ze to druga skóra. Bardzo eksponowały biust i pośladki, a dekolt na plecach sięgał lędźwi. Byłam zmuszona zdjąć stanik, bo inaczej źle by to wyglądało. Całe szczęście sukienka miała fiszbinę. No i moje czerwone szpilki pasowały, nie musiałam zmieniać ich na inne buty.
     Weszliśmy do środka bez żadnego problemu i dopiero wtedy Ana odetchnęła z ulgą. Impreza już się rozkręcała, chociaż dużo osób przychodziło zazwyczaj później niż inni, żeby mieć lepsze wejście. Mimo to rozpoznałam kilka osób, może żadnego światowej sławy piosenkarza, czy aktora, ale jednak byli rozpoznawalni. Jeden z nich to chyba projektant mody, więc pewnie gej, nie warto zwracać uwagi.
     Takie było nasze zadanie. Nie wystarczyło, że będziemy siedzieć i patrzeć, czy stać i podpierać ściany. Musiałyśmy uwodzić, zagadywać, flirtować, prosić o drinki, tańczyć. Nic się samo nie zrobi. Im lepiej będziemy się prezentować, tym więcej i szybciej zarobimy. Czasami było tak, że z imprezy wychodziłyśmy, a potem już nie wracałyśmy, bo klient chciał nas na całą noc. Zdecydowanie częściej wychodziliśmy na około pół godziny, ewentualnie godzinę (zależy, czy robiliśmy to w motelu/hotelu, jeśli tak to gdzie on się znajdował; czy w samochodzie), a później był następny i jeszcze następny. Najwięcej w ciągu jednej takiej imprezy "zaliczyłam" siedmiu klientów. To było coś. Następnego dnia musiałam wziąć wolne, bo trzeba było odespać. Szok.
     Podeszłam do baru i zamówiłam sobie drinka na rozgrzewkę. Mojito, mój ulubiony. Do tego limonka, mmm... W klubie było ciemno, większość zgromadzonych siedziała przy barze, czy stolikach, bo DJ jeszcze nie grał, w kółko leciała tylko jakaś jedna składanka. Siedziałyśmy z Aną na wysokich krzesłach barowych, kiedy nagle tłum zaczął bić brawo, a przy konsolecie pojawił się DJ. Puścił głośniej muzykę i zachęcił ludzi do krzyczenia i owacji. Przeczytałam z napisu nad jego głową, że nazywa się Antoine Becks. Nie znam gościa. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego obok miksera stoi także perkusja. Ostatnim razem nie było żadnych solowych występów na bębnach, może teraz jakiś młodzik chce się wylansować? W sumie, to mało mnie to interesuje, ja muszę po prostu wyrwać klienta. Ludzie zaczęli się schodzić, parkiet zagęszczał się tak naprawdę z sekundy na sekundę, a na dość wysokich pojedynczych lub potrójnych podwyższeniach zaczęły tańczyć półnagie tancerki, odziane w pióra. Nie czułam, że są dla mnie konkurencją, bo doskonale wiedziałam, że nie mogą iść do łóżka z żadnym z klientów. Właśnie miałam zamawiać kolejnego drinka i ruszać na łowy, gdy poczułam czyjąś dłoń zaciskającą się na moim pośladku. Na moich ustach zagościł udawany uśmiech i powoli odwróciłam się w kierunku "obmacywacza", modląc się, żeby chociaż był ładny.
     Był. I to kurewsko. Miał na sobie obcisłą turkusową koszulę, pod którą rysował się zarys idealnie wyrzeźbionego brzucha i klatki piersiowej.
 - Easy Lizzy? - zapytał. Takie było moje przezwisko wśród "klientów". Rozumiem, że to się rymuje, ale łatwa to ja nie byłam. Znaczy, tak, spałam z wieloma facetami, ale miałam prawo odmówić, jeśli ktoś mi się nie podobał, to wypad. Jako dziwka z siedmioletnim stażem i "dobrą" opinią mogłam sobie na to pozwolić.
 - Tak, to ja. Skąd wiedziałeś? - zapytałam i z powrotem usiadłam na jednym z wysokich siedzisk.
 - Nie siadaj, to nie potrwa długo. Chodźmy już - powiedział władczo, ale delikatnie i podał mi ramię. - Wiesz, można powiedzieć, że znam cię dobrze, choć nigdy nie miałem okazji się z tobą... spotkać. Wreszcie cię znalazłem - powiedział z błyskiem w oku i szelmowskim uśmiechem.
 - Cieszę się. Gdzie idziemy? - zapytałam, gdy wychodziliśmy bocznym wejściem. Zazwyczaj tego nie robię, ale prawdopodobnie tego klienta nic nie zniechęci. W sumie to dobrze, może będzie jednym ze stałych?
 - Idziemy, moja droga, do najbliższego motelu. Wybacz, ale dalej nie wytrzymam - ledwo wytrzymałam, żeby nie parsknąć śmiechem. Super, pójdzie szybko. Ku mojemu zdziwieniu poszliśmy na piechotę, ale droga nie trwała dłużej niż dwie minuty. Milczeliśmy, a on cały czas trzymał mnie pod ramię. Dżentelmen jak się patrzy.
 - Jak masz na imię? - spytałam, odwracając się w jego stronę.
 - David - odpowiedział, robiąc to samo i uśmiechając się.
     Otworzył przede mną drzwi i puścił mnie przodem w drzwiach do naszego pokoju. Jak się okazało, był tu wcześniej i wynajął jeden z nich. W środku nie było zbyt dużo miejsca, motel jak każdy inny. Zaczęłam się rozbierać, ale David kazał mi przestać i powiedział, że chciałby sam to zrobić, jeśli może. Zgodziłam się, a on włączył muzykę. Pierwsza lepsza stacja radiowa, akurat leciała jedna z bardziej znanych ostatnimi czasy piosenek. Przypomniałam sobie w mig jej tekst i zaśmiałam się w duchu. 

     "Hi my name is
    Whatever you call me

     So let's get undressed

    Cause you look a little lonely

  I'll make you scream, I'll make you laugh

  Cover your body with my autograph

So let's get undressed

          Cause I wanna see you naked"***


     Tak, zdecydowanie taki zamiar miał mój dzisiejszy klient. Pokrzyczeć mogę, ale na pewno nie będzie to prawdziwe. Zobaczymy jakie fetysze ma David. Spojrzałam na niego i dostrzegłam, że przygląda mi się i z uśmiechem nuci piosenkę z radia. Podoba mi się ten facet, pomyślałam. Nie jest taki jak inni. Uśmiecha się, stara być dżentelmenem, jest mimo wszystko kulturalny.
     Kiwa na mnie palcem, żebym podeszła, więc to robię. Przez kilka sekund stoimy na wprost siebie i dzielą nas centymetry, kiedy nagle kuca przede mną, łapie za nogi i podnosi do góry. Tego się nie spodziewałam. Posadził mnie na łóżku i powoli zaczął rozpinać mi sukienkę, w między czasie starając się dotykać jak największej części mojego ciała. Miał na sobie jedynie obcisłe dżinsy, nawet nie wiem, kiedy zdążył zdjąć koszulę. Chciał mnie pocałować, ale odmówiłam. To jedyne, czego nigdy nie robię. W ogóle nie robiłam. Tak, nigdy się nie całowałam. Byłam przez całe życie w jednym związku, jakieś... Dziesięć lat temu, ale bardzo szybko się to skończyło, raz mnie pocałował, ale... Nie chciałam. Nie byłam jeszcze gotowa, tylko dotknęłam jego ust. I to by było na tyle. Wątpię, że kiedykolwiek w życiu to zrobię, przecież nie zasługuję na miłość i szczęście. I dobrze, nie potrzebuję tego, przecież ja nie mam uczuć.

     Wróciłam myślami do tego, co się obecnie działo. Leżałam już rozebrana, David zaczynał się bawić. Mężczyźni, jedyne, czego potrzebują do szczęścia, to trochę pieprzenia i tyle. Wszyscy tacy sami, wszyscy chcą jednego. Pomyślałam, że nawet, gdybym miała z kimś być na dłużej, to nie byłoby z kim. Ideał z moich snów po prostu nie istniał, zdradzałby mnie tak czy inaczej, może nawet z moją koleżanką z pracy.
     Odtrąciłam od siebie wszystkie myśli i skupiłam na "zadaniu". Mój klient już prawie szczytował, a ja znów nic nie czułam. Jęknęłam cicho i złapałam go mocniej za ramiona, żeby miał z tego większą przyjemność. Nie mam pojęcia, jaki to jest mechanizm, ale kobiece jęczenie sprawia, że facet szybciej dochodzi. Tak się stało i tym razem. Opadł bezwładnie na moje ciało, dyszał ciężko dobre kilka minut, a gdy skończył wstał i zaczął się ubierać. Zrobiłam to samo, poszłam do łazienki sprawdzić stan mojego wyglądu, nieco go poprawiłam i wróciliśmy do klubu.
     Dzisiaj nie było tu żadnych paparazzich, a to trochę dziwne, zawsze są. Zwróciłam uwagę na scenę DJ'a, przy mikserze nadal był ten cały Antoine Becks, ale tym razem perkusja nie była pusta. Grał na niej jakiś brunet, miał okulary przeciwsłoneczne, co było dla mnie paranoją, bo okej, było ciepło, ale był marzec, poza tym znajdowaliśmy się w ciemnym klubie. Gwiazda od siedmiu boleści. Chociaż muszę przyznać - wyglądał imponująco, był bardzo przystojny, a jego gra doskonale pasowała do becksowego rytmu. Patrzyłam się przez chwilę na niego, wyglądał, jakby był całkowicie w swoim żywiole i w swoim świecie. W sumie, to niezła dupa, no i świetnie gra. Po chwili  obok mnie pojawiła się Ana.
 - Noo, wreszcie, szukam cię już dobrą chwilę - powiedziała zasapana i usiadła na wolnym miejscu obok. - Poproszę margaritę - zwróciła się do kelnera. - Widzisz kto gra na bębnach? - zapytała podekscytowana. 
 - Widzę, ale nikt specjalny. Znasz go?
 - Nikt specjalny? Żartujesz sobie ze mnie?! - była oburzona. - To jest SHANNON LETO!
 - Leto? Jak Jared Leto? - spytałam, chociaż mało mnie obchodził koleś za perkusją.
 - Dokładnie, to jest jego starszy brat. Gra na perkusji w 30 Seconds To Mars. Nie wiedziałaś? 
 - Serio? Nie, nie wiedziałam - faktycznie, że też na to nie wpadłam. Znałam jedną czy dwie z ich piosenek, ale jakoś nie przepadałam za nimi. - Wiesz, byłam kiedyś na jednej imprezie razem z Jaredem. Nawet byłam wtedy ciekawa, czy... no wiesz, podejdzie do mnie i pójdziemy na małe co nieco, ale nie. On jest bi, akurat wtedy miał chętkę na faceta - powiedziałam ze śmiechem. - Wiesz, jak to jest; żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek - zacytowałam, a Ana wybuchnęła śmiechem. Nie znała tego powiedzenia, jak się okazało.
     Ponownie spojrzałam na Shannona. Kolejna gwiazdka, szukająca sposobu na lans, pomyślałam. Fajnie grał, fajnie wyglądał, ale co z tego, skoro w główce pusto. Wzięłam do ręki swojego drinka i w myślach wzniosłam toast za zdrowie perkusisty.

******
No i jest pierwszy rozdział :)
Obiecałam, że będzie do soboty i proszę bardzo :3
Dziękuję bardzo za niesamowicie motywujące komentarze pod prologiem. Poza tym - ponad 300 wejść po jednym poście - jestem w niebie! <3
A jak podoba się dzisiejsza notka? Podejrzewacie, co stanie się dalej? (oby nie, hihi :D)
Jeszcze taka jedna sprawa: możecie mi podawać w komentarzach adresy swoich blogów, a ja zamieszczę je w sekcji "to czytam", może ktoś zajrzy i też wejdzie, bo nie będzie znał Waszego opowiadania :)
Pozdrawiam i zachęcam do komentowania ^^


*** fragment piosenki Kim Cesarion - "Undressed"

Tutaj zostawiam Wam dwa linki do tego, jak wyobrażam sobie atmosferę w BB i grę Leto&Becksa razem:
KLIK 1
KLIK 2

*MARShugs*




18 komentarzy:

  1. O jaaaaaaaaaaaaa,a myślałam na początku,że ten facet który maca Lizzy to Shannon lub Jared,ale później mi się przypomniało,że tutaj jest bi xD
    Fajnie by było jak by coś zaiskrzyło między Aną i Shannonem :D
    Rozdział bardzo fajny,czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaiskrzy na sto procent, ale między kim, a kim to jeszcze zobaczysz :D
      Dziękuję bardzo za komentarz; zdradzę, że w następnym rozdziale będzie już trochę więcej Marsiaków :3
      Pozdrawiam cieplutko i całuję :*

      *MARShugs*

      Usuń
  2. Nadal ciekawie, udalo mi sie poczuc klimat tej imprezy, wiec jest dobrze. "Dlatego" razem i jakas literowka, ktora teraz zgubilam. Pamietam, ze z trzyliterowego slowa zrobily ci sie dwie litery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jak co, ale "dlatego" na sto procent jest literówką, nawet nie zauważyłam, że jest napisane osobno :D Piszę szybko i tak samo czytam, dlatego pomimo dwukrotnego sprawdzania tekstu nie jestem już w stanie zobaczyć u siebie błędu, wybaczcie mi :)

      Usuń
  3. Super ekstra mega fanie! Tu Nemo, ale wcześniej skomentowałam kontem Rose Craven. Bardzo mi się podoba! Urzekła mnie Twoja zdolność do opisywania- widać, że mało książek to ty nie czytasz. I ten wstęp do Marsów.... Świetne! Na szczęście to nie jest coś typu :O, to Schannon, idę się z nim pieprzyć, kocham go i tp. itd." Dobrze, że nasza Lizzy go nie znała. Będzie ciekawiej :3 Tak więc czekam na więcej rozdziałów, przemyśleń Liz i życzę ci dużo weny! Pozdrawiam, mój Echelonie.

    Nemo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie, ale to STRASZNIE dziękuję za mega motywujące milusie słowa <3
      Książek faktycznie się sporo czyta, ale ja ciągle mam wrażenie, że za mało opisów :D
      Przemyśleń naszej bohaterki też będzie dużo; chciałam, żeby ten fanfiction coś wnosił i pokazywał. Ja sama nie mam zbyt dużego wyobrażenia na te tematy, chociaż właśnie czytałam kilka książek o podobnej tematyce. W większości jest to moja wyobraźnia, bo na przykład w Bootsy Bellows nigdy nie byłam i raczej nie będę.
      Mam nadzieję, że się sprawdzę i nikogo nie zawiodę <3
      Całuję :*

      Usuń
  4. Dobrze piszesz ^^ oby tak dalej. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, rozdział drugi powinien pojawić się do końca weekendu :3

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Nie ma się z czego śmiać :D
      Dzięki za odwiedziny :*

      *MARShugs*

      Usuń
  6. Bardzo ciekawie się zapowiada :P Życzę weny..! :D ;*

    Provehito In Altum

    OdpowiedzUsuń
  7. będzie dzisiaj nowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w trakcie tworzenia, mam nadzieję, że przed północą skończę :3
      Zapraszam do zaglądania :)

      Usuń
  8. Bardzo fajnie się zapowiada! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) I podoba mi się Jared bi :D ahhahahaahha
    Przeczytałam rozdział wczoraj, ale dopiero dziś zdecydowałam się skomentować, bo wahałam się czy sama nie udostępnie tego co piszę, no i dziś się zdecydowałam :) Jakbyś chciała przeczytać, zapraszam:
    http://i-believe-in-nothing-but.tumblr.com/
    (Póki co rozdziały pewnie będą się u mnie często pojawiać, bo mam już trochę napisane :D )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo <3
      Bardzo chętnie wpadnę i poczytam, zapraszam do dalszego czytania mojego opowiadania <3
      *MARShugs*

      Usuń
  9. HAHAHAHHAHA JARED BI HAHAHHAHA XD PADŁAM XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy są zdziwieni, zamierzony efekt osiągnięty! :D

      Usuń