wtorek, 22 lipca 2014

ROZDZIAŁ 5

     Przyjechałyśmy z Aną bardzo późno do domu, była godzina dwudziesta trzecia. Byłam strasznie zmęczona i marzyłam już tylko o kąpieli i położeniu się do łóżka, ale oczywiście moja przyjaciółka chciała wszystko wiedzieć, a w drodze powrotnej prawie w ogóle o tym nie rozmawiałyśmy, tylko włączyłyśmy naszą ulubioną składankę i głośno śpiewałyśmy. Naprawdę dawno nie byłam tak szczęśliwa.
 - No Liz, błagam cię, nie trzymaj mnie tak długo! Opowiadaj wszystko, a nie! - powiedziała niecierpliwie Ana.
 - Ale ja jestem padnięta, nie możemy pogadać sobie jutro?
 - No proszę, proszę! Wiesz, że ja nie lubię czekać.
 - Ale jesteś uparta. Dobra, w takim razie ja się idę wykąpać, a ty zrób jakąś kawę czy coś, to porozmawiamy. Pasuje?
 - Okej, masz 15 minut! - powiedziała z uśmiechem, po czym postawiła wodę. Ona jest taka słodka, jak to możliwe, że jest zdolna do... A nieważne z resztą.
     Wykąpałam się jak najszybciej mogłam i wróciłam do kuchni. Tam czekała na mnie aromatyczna kawa i apteczka, żebym mogła sobie zrobić opatrunek trochę lepszy od tego, który miałam. 
 - No więc tak. Jak zeszłam ze sceny to poszłam za kulisy tak jak mi kazali, siedziała tam grupka osób, dwie dziewczyny i jeden chłopak. Okazało się, że są to inni tancerze, których wcześniej przyjęto. No i potem przyszła Emma, mówiła coś o tym, że trzeba się spotkać za jakiś tydzień czy coś takiego, będzie do nas jeszcze dzwonić. Rozdała nam umowy i mamy ten czas teraz na to, żeby je przejrzeć.
 - Rany, ale to świetnie brzmi! No i co było dalej? A ci ludzie spoko?
 - Tak, ludzie fantastyczni, w ogóle wzięłam numer od jednej dziewczyny, mamy się spotkać całym zespołem, żeby się lepiej poznać no i wiesz, trzymać razem. W ogóle to jeszcze była jedna taka w sumie dziwna sytuacja...
 - To znaczy?
 - No bo jak otarł mnie ten but, no nie, no to potem jak już zaczęliśmy się rozchodzić, to ja znalazłam jakieś krzesło i sobie usiadłam, żeby się temu przyjrzeć... No i nagle Shannon do mnie przyszedł, powiedział, że pójdzie mi coś znaleźć i ja w sumie nie chciałam, przecież dam sobie radę bez niczyjej a już na pewno jego pomocy, ale się uparł. Prysnął mi na ranę perfumami, przyłożył tę chusteczkę i zakleił taśmą. W sumie no to się dziwnie i nie do końca komfortowo czułam, ale na szczęście musiał już wracać do pracy...
 - No co ty? I tak o wziął i opatrzył ci ranę? Boże, dziewczyno, ale ty masz szczęście!
 - Nie nazwałabym tego szczęściem. Szczerze mówiąc to boję się tego jak to wszystko będzie wyglądało... Ten strach, że któryś z nich mnie rozpozna mnie po prostu paraliżuje. Dzisiaj myślałam, że zawału dostanę, jak Shannon był tak blisko mnie... Przecież ja tylko zmieniłam styl i kolor włosów, on nadal może mnie rozpoznać.
 - Nie bój się, gwarantuję Ci, że jeśli do tej pory cię nie poznał, to już tak zostanie. Nie masz się czym martwić. Poza tym, cholera, to jest twoje życie, masz prawo robić co chcesz i nikogo nie ma prawa to obchodzić.
 - Ale tu chodzi o coś całkiem innego, ja po prostu spaliłabym się ze wstydu, gdyby oni wiedzieli, czym ja się zajmowałam. To tak, jakbym weszła do sklepu i zaczęła krzyczeć, tak żeby wszyscy usłyszeli "hej, ludzie! jestem dziwką, kto mnie przeleci?!". Ja po prostu nie chcę takiego poniżenia...
 - No okej, rozumiem. Nie mówmy już o tym. Lepiej powiedz mi, mówili coś już jak to będzie wyglądało? Czy ty się musisz gdzieś wyprowadzić, czy jak?
 - Nie, póki co nic nie wiem, pewnie na spotkaniu omówią szczegóły. A właściwie, to wszystko może być zapisane w umowie, muszę to jeszcze przejrzeć. W ogóle, to Klaus do mnie dzwonił, ale nie mogłam odebrać, muszę do niego oddzwonić i się dowiedzieć, o co chodzi. Nie dzwonił do Ciebie?
 - Nie, nie dzwonił. To oddzwonisz jutro - powiedziała Ana. Siedziałyśmy do około drugiej w nocy, aż w końcu zmęczone poszłyśmy spać.
     Następnego dnia obudziłam się wypoczęta jak nigdy wcześniej. Zadzwoniłam do Klausa, żeby dowiedzieć się o co chodziło. Jak się okazało, robił imprezę na zamknięcie klubu i chciał, żebyśmy ten ostatni raz zatańczyły z Aną. Na początku w ogóle nie chciałam o tym słyszeć, ale po jakimś czasie uznałam,  że tyle mogę dla niego zrobić. Raz i już nigdy więcej. Impreza miała być w piątek, więc za parę dni. Trochę się martwiłam, czy Shannon nie przyjdzie, albo którykolwiek z nich, ale może będę miała szczęście. Co prawda przefarbowałam włosy, ale najwyżej ubiorę jakąś perukę i po sprawie, klienci nie mogą mnie zobaczyć w blondzie, bo nie chcę, żeby oglądali się za mną na ulicy.
     Dzwoniła też Emma i jesteśmy umówieni na czwartek. Ja, ona, zespół, prawnik no i reszta tancerzy. Zastanawiam się w sumie, czy nie wziąć na spotkanie swojego prawnika, albo chociaż dać mu do przeczytania moją umowę, żeby mieć pewność, że wszystko jest okej.
     Rany, to aż dziwne, co się dzieje teraz w moim życiu. Podpisuję kontrakt z zespołem 30 Seconds To Mars? I to nie jako dziwka, tylko jako tancerka? Naprawdę to aż dziwne.


     Te kilka dni do czwartku bardzo mi się dłużyło. Nie mogłam się doczekać aż wreszcie podpiszę tę umowę, ostatni raz zatańczę w klubie i w końcu zacznę nowe życie!
     Co prawda nadal mam o sobie negatywne zdanie i nadal uważam, że na nic nie zasługuję, bo tak po prostu jest, taka prawda. Ale coś we mnie, tam głęboko w środku  zaczęło się zmieniać. Już broń boże nie jestem dumna z tego, co robiłam, czym się zajmowałam. Tak bardzo chciałabym zacząć życie od nowa, inaczej je ułożyć. Przede wszystkim nie zrywałabym kontaktu z rodziną, wszystko byłoby inne. Znalazłabym jakąś normalną pracę, założyła rodzinę i... Czy ja właśnie marzę?
     Dotarłam na miejsce dziesięć minut przed czasem, więc spokojnie znalazłam salę, w której miało odbyć się spotkanie i usiadłam na jednym z krzeseł w korytarzu. Budynek był bardzo nowoczesny i sterylny, a zapachem przypominał poczekalnię u dentysty. Na parapetach i stolikach stały granatowe storczyki w szklanych doniczkach. Wyglądało to całkiem nieźle. Po chwili dołączyła do mnie reszta przyjętych tancerzy i wszyscy razem punktualnie o dziesiątej weszliśmy do pomieszczenia, w którym już czekał na nas zespół z całym szeregiem swoich ludzi. Poczułam się bardzo oficjalnie i odruchowo poprawiłam swoją kremową bluzkę z baskinką. Założyłam do niej wąskie czarne dżinsy oraz szpilki na platformie w tym samym kolorze. Usiadłam z brzegu obok Vicky, a po drugiej stronie stołu naprzeciwko mnie siedział Jared, obok niego Tomo a dalej Shannon. Koło nich siedzieli ludzie, których nie znałam - jak się domyślałam prawnicy. Czułam się trochę nieswojo, siedząc na wprost z Jaredem, który co jakiś czas przyglądał mi się. Nie miałam co zrobić ze wzrokiem, więc po prostu patrzyłam na kolejne osoby, które zabierały głos. Słuchałam dość uważnie, chociaż wszystko już wiedziałam, bo było napisane w umowie. Czekałam aż głos zabierze Emma, która ma podać szczegóły dotyczące treningów i trasy. Nudziłam się przez około pół godziny, aż w końcu zaczęła się interesująca mnie część.
 - Moi drodzy, teraz czas, żebym powiedziała coś o tym, jak wszystko będzie wyglądało w praktyce. Trasa rusza z początkiem czerwca, do tego czasu nadal mieszkacie tutaj, w Los Angeles i jedyne co musicie robić, to pojawiać się na próbach. Wraz z początkiem trasy wasze życie całkiem się zmieni, będziecie spać w hotelach, oczywiście noclegi i cała reszta jest na koszt zespołu. Wiadomo, że w trasie będą przerwy, ale nie nastawiajcie się na przerwy dłuższe niż kilka dni. Długość trasy w tym wypadku nie ma znaczenia, ponieważ wasze umowy nie obowiązują do samego końca, lecz tylko przez rok od dnia dzisiejszego. Wszystko co powinniście póki co wiedzieć właściwie zostało już powiedziane. W razie jakichkolwiek pytań możecie kontaktować się ze mną bądź z managerem. Teraz nadszedł czas, abyście podpisali wasze umowy.
     Tak też się stało. Chwilę później byłam już oficjalnie tancerką zespołu Thirty Seconds To Mars. Pomimo mojego braku jakiejś szczególnej sympatii do nich, cieszyłam się. Czułam, że otwieram kolejną księgę, taką czystą, jeszcze przez nikogo niepomazaną. Tomo w imieniu całego zespołu zaprosił nas na wspólny wypad do klubu w sobotę, a później my - tancerze, sami zgadaliśmy się na jakiś wypad do knajpy dzisiaj. Całe szczęście nikt nie zaproponował jutro, bo przecież mam ostatni występ w klubie...
     O osiemnastej siedzieliśmy już całą ekipą w barze, który był całkiem blisko mojej kamienicy, choć nigdy jeszcze w nim nie byłam. Bardzo miło nam się rozmawiało, każdy opowiadał trochę o sobie i o swoich doświadczeniach związanymi z tańcem. Ja przez większość czasu siedziałam milcząc i uśmiechając się sympatycznie, bo nie miałam o czym opowiadać.
 - A ty, Lizzy? - zapytał mnie Ryan. - Gdzie wcześniej pracowałaś?
 - Emm... Ja właściwie po skończeniu szkoły tanecznej skończyłam swoją karierę - uśmiechnęłam się lekko i poprawiłam na krześle, czując jak zalewa mnie fala gorąca. - Pracowałam w... restauracji jako kelnerka, ale uznałam, że może pójdę na ten casting. W pracy zaczęło mi się coraz mniej podobać i pomyślałam, że to może być dla mnie szansa. No i udało się - powiedziałam zadowolona z tego, że nawet nie za bardzo się jąkałam i nie namieszałam kłamiąc.
 - Mówisz poważnie? Twój występ był świetny, byliśmy pewni, że masz do czynienia z tańcem codziennie. Twoje zdrowie - powiedział i uniósł w górę szklankę ze swoim piwem. Powtórzyłam jego gest i wypiłam naraz całą zawartość.
     Wróciłam do domu trochę zmęczona. Wypiłam kilka piw za dużo, tłumacząc to stresem przed jutrzejszym dniem. Przyszłam na miejsce pieszo i tak samo wróciłam, przez co zdążyłam trochę wytrzeźwieć. W domu otworzyłam butelkę wina i poszłam z nią do łóżka. Przez długi czas nie mogłam, a właściwie nie chciałam zasnąć, więc ubrałam się cieplej i wyszłam na balkon. Wypaliłam na stojąco jednego papierosa, po którym zaczęło mi się kręcić w głowie, więc usiadłam na wiklinowym fotelu. Przymknęłam oczy i odpłynęłam w przyjemną krainę snu...
     Obudziłam się zziębnięta i obolała, ponieważ twardy fotel nie należał do najwygodniejszych miejsc do spania. Siedziałam jeszcze chwilę w jednym miejscu i powoli zaczęłam się podnosić, żeby zminimalizować ból mięśni, w szczególności pleców. Postanowiłam, że się trochę rozciągnę, a potem pójdę pobiegać. Było jeszcze wcześnie, miałam więc mnóstwo czasu dla siebie.
   
     Zbliżał się mój występ. Pierwszy raz w życiu tak się denerwowałam. Chociaż właściwie, to było to raczej uczucie podniecenia, ale bardzo podobne do tremy. Dlaczego podniecenia? Bo wiedziałam, że po dzisiejszym występie w stu procentach pożegnam się z przeszłością i stanę się lepszą wersją samej siebie. Jeszcze tylko godzina i będę mogła po raz ostatni wyjść z tego klubu, co będzie się równało ze schowaniem głęboko w szafie mojej starej księgi. Założyłam na głowę czarną perukę i odetchnęłam głęboko. Mimo beznadziejności sytuacji, w której się znalazłam, uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy i wcale nie próbowałam się go pozbyć. Przybrałam jedynie figlarne spojrzenie i weszłam na scenę.
     Tańczyłam najlepiej jak potrafiłam, ten ostatni raz. W sumie lubię taniec na rurze, taki niezbyt wulgarny, ale piękny. Nie potrafiłam obiektywnie ocenić, czy robię to dobrze, ale fantastycznie się czułam. Słyszałam, że moja składanka dobiega końca, przybrałam więc ostatnią pozę, jaką było zawiśnięcie na rurze z rękami wzniesionymi w górę, nie było to trudne, wymagało jedynie mocnego spięcia mięśni ud. Uśmiechnęłam się lekko przeszywając swoją publiczność wzrokiem.
     I wtedy go zobaczyłam. Siedział przy jednym ze stolików w głębi sali z jakimiś ludźmi. Uśmiechał się do mnie szelmowsko i nieznacznie kręcił głową na boki. Byłam przerażona. W jednej chwili uśmiech zszedł mi z twarzy, ciało zadrżało wstrząśnięte dreszczem, a żołądek zacisnął się boleśnie. Zeszłam ze sceny w miarę zgrabnie, ale bardzo szybko i poszłam do garderoby. Usiadłam na wysokim krześle przy lustrze, a łzy cisnęły mi się do oczu. Położyłam się na toaletce, chowając głowę w rękach i zaczęłam płakać. Wiedziałam, że tak będzie... Mogłam się nie zgadzać na ten występ, nie kiedy moje życie już zaczynało się układać... Miałam siebie za totalną idiotkę.
     Uniosłam głowę do góry i popatrzyłam w lustro, w którym zobaczyłam jego odbicie. Stał w progu i nadal tak samo się uśmiechał, a w oczach miał błysk drapieżnika. Wstałam szybko i obejrzałam się za siebie.
 - Jared, ja to wytłumaczę, ja... - zaczęłam cicho i nerwowo.
 - Cii, cii - podszedł do mnie i jedną rękę przyłożył mi do ust, a drugą złapał za pośladek. - Wynagrodzisz mi to.


***
No i jest! Nareszcie! :)
Przyznam szczerze, że jestem  z siebie dumna po napisaniu tego rozdziału. Zabierałam się za to tyle czasu... Wiem, że mógłby być lepszy i dłuższy i w ogóle, ale uwierzcie, że dałam z siebie wszystko. Znów mam tego kopa, od razu kuję żelazo póki gorące i piszę nowy :)
Wyłapałam chyba kilka błędów, ale już nie wiem gdzie są, więc postanowiłam je zostawić, wybaczcie mi :*
Co do treści, to przepraszam za Jareda, ale właśnie taka będzie jego postać w moim opowiadaniu, choć może nie do końca... ;>
Bardzo proszę o opinie i takie małe pytanko... Czy bylibyście zainteresowani dołączeniem do grupy na facebooku, w której bym piała jak idzie mi tworzenie, kiedy nowy rozdział i tak dalej? Jeśli tak to piszcie, a grupa zostanie utworzona :)