poniedziałek, 10 lutego 2014

ROZDZIAŁ 2

   Na wstępie krótka informacja: w moim opowiadaniu będą się pojawiały sceny przeznaczone dla pełnoletnich osób. Na prośbę czytelników nie ustawiam blokady dla osób poniżej osiemnastego roku życia, jednak chcę ostrzec, że będą się pojawiały erotyczne sceny, dlatego jeśli Ci to przeszkadza - nie czytaj mojego bloga, nie jest dla Ciebie odpowiedni :)
   Pozdrawiam i  jeśli Cię nie zraziłam - zapraszam do lektury.


    Wczorajszy dzień był bardzo długi. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, spędziłam w Bootsy Bellows pięć godzin i przeleciało mnie czterech facetów. Niestety nie wszyscy byli tacy przystojni, jak pierwszy, ale nie było źle. Na dzisiaj, całe szczęście, nie miałam żadnych planów. Była godzina trzynasta, na zewnątrz dwadzieścia osiem stopni w słońcu, a ja siedziałam na moim ślicznym balkoniku w okularach przeciwsłonecznych i paliłam niebieskiego Chesterfielda. Właściwie, to była już pora obiadowa, a ja nawet nie zjadłam śniadania, ale nie byłam głodna.
     Mimo to zeszłam na dół i zobaczyłam, co jest w lodówce. Była praktycznie pusta, zrobiłam więc szybką listę zakupów i ruszyłam do sklepu. Mogłabym pójść na nogach, nie było daleko, ale planowałam kupić sporo rzeczy, wsiadłam więc do mojego srebrnego Renault Scenica z obiciami z jasnej skóry. Lubię ten samochód, jest duży i przestronny, przy tym łatwo się go prowadzi. Zaletą było też to, że po Los Angeles jeździło niewiele takich aut, moje było sprowadzone gdzieś z Europy. Lubię być oryginalna.
     Pięć minut później znajdowałam się na parkingu sklepu Whole Foods. Był to zdecydowanie mój ulubiony sklep z żywnością, było tam wszystko. Planowałam zrobić dzisiaj pyszny, zdrowy obiad dla Any; taka mała rekompensata tego, co miałam zamiar jej powiedzieć. Nie dam rady już tak dłużej żyć, nie mogę. Jestem świadoma tego, że już się nie zmienię, że zostanę zimną suką przez całe życie i że moja przeszłość nie zniknie jak mydlana bańka.
     Wkładałam produkty do wózka automatycznie, myślami ciągle będąc gdzie indziej. Jestem pewna, że Anastasia będzie na mnie zła za to, że ją zostawiam, ale przecież ona też może to rzucić w cholerę i poszukać normalnej pracy, nic jej tam nie trzymało. Klaus pewnie będzie cholernie zły, że traci najlepszą i jedną z lepszych tancerek, ale trudno. Nic przecież nie trwa wiecznie.
     Zapłaciłam za zakupy i wróciłam do domu. Gdy tylko weszłam do kuchni i zabrałam się za rozpakowywanie produktów, do środka weszła Ana.
 - Cześć, jak tam? - zapytała wesoło. - Robisz śniadanie?
 - Śniadanie, powiadasz? Jak jesteś głodna, to zjedz coś lekkiego, za godzinę będzie obiad. Dzisiaj jemy po włosku, najpierw nieco dietetyczną lasagne, a na deser kupiłam pyszne tiramisu i lody śmietankowe. Co ty na to?
 - Mniaaam, a jest jakaś okazja? - była trochę zdziwiona.
 - Wiesz, ja... - zaczęłam niepewnie. - Podjęłam pewną decyzję i chcę ci o niej powiedzieć.
 - Mam się bać? - nadal uśmiech nie schodził jej z twarzy.


     Siedziałyśmy na moim ciasnym, ale jakże uroczym balkoniku i kończyłyśmy włoskie tiramisu. Przyszedł czas, żebym jej wreszcie powiedziała.
 - To może ja wreszcie powiem, o co chodzi. Wiem, że możesz to źle przyjąć i z góry przepraszam, za to, co powiem. Wiem, że jest to z mojej strony nagła decyzja i na pewno cie ona zdziwi, ale...
 - Do czego zmierzasz? - zapytała zawieszając łyżeczkę z deserem w powietrzu w połowie drogi do ust. Trwała w tej pozycji kilka sekund, po czym odłożyła pucharek na stolik.
 - Kończę z tym. Nie chcę być już dłużej dziwką - powiedziałam na jednym wdechu.
 - Ale... Jak to? Dlaczego?
 - Ana, ja już tak po prostu nie mogę. Nie chcę dłużej być prostytutką, po prostu.
 - I tak po prostu mnie z tym wszystkim zostawisz?! - wykrzyknęła. Wiedziałam, że użyje tego argumentu.
 - Ana, kochanie, ja wcale cię nie zostawiam. Będę nadal tutaj mieszkać, nie przeprowadzam się, ani ciebie stąd nie wyganiam. Chociaż moim zdaniem też powinnaś już z tym skończyć, to nie jest dla ciebie dobre.
 - Co ty, kurwa, pieprzysz?! Zostawiasz mnie, wiedziałam. Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką, że ci na mnie zależy. Nie no, kurwa, wiedziałam! Wiedziałam, jesteś kurwa taka sama jak wszyscy! Nienawidzę cię! - krzyknęła do mnie Anastasia i wybiegła. Cholera, mogłam przewidzieć, że będzie źle.
     Ale co ja mam robić? Nie mogę wiecznie dawać dupy i się z tego utrzymywać. Byłam załamana. Jeszcze tego mi brakowało, żeby stracić jedyną osobę, jaką mam.


     Anastasia nie odzywała się do mnie przez następne trzy dni. Było mi z tym cholernie źle, nie wiedziałam już, co robić, żeby jej nie stracić. Za godzinę obie miałyśmy być w klubie. Zgasiłam w popielniczce leżącej na stole w kuchni mojego papierosa i skierowałam się do drzwi pokoju Any. Zastukałam w nie cicho, ale nie dostałam odpowiedzi. Ponowiłam próbę lecz znowu nie dostałam pozwolenia. Mimo tego weszłam do środka. Moja przyjaciółka właśnie pakowała do torebki kilka podstawowych rzeczy, między innymi prezerwatywy i tak zwane "tabletki 48 po". Gumki rozumiem, sama je mam zawsze przy sobie, ale te tabletki były dla nie okropne. Rozumiem, że o ciąży nie może być mowy, ale te pigułki nie były bezpieczne. Klaus nam je rozdawał niby ze sprawdzonego źródła, ale ja wiedziałam, że są lewe. Nie wzięłabym ich choćby nie wiem co.
 - Proszę, porozmawiaj ze mną - zaczęłam delikatnie.
 - Słucham - usłyszałam po chwili, co mnie zdziwiło. Myślałam, że się nie odezwie.
 - Widzisz, ja myślałam o tym długo i naprawdę dłużej tak nie mogę. Chciałabym spróbować czegoś innego, innego życia, rozum mnie. A ty też możesz to zrobić, spróbuj, proszę.
 - Liz, jak ty to widzisz? - spojrzała na mnie wreszcie. - Ja nie mam przed sobą przyszłości, nie nadaję się do niczego innego.
 - Ja też tak o sobie myślałam, ale może warto spróbować? Nigdy nie wiadomo, kogo będą szukać, a może się udać. Ann, błagam cię, nie chcę, żebyś to robiła, dobrze o tym wiesz. Nie mogę ci niczego zabronić, ani nakazać, ale ja już mam dość. Wytrzymałam siedem lat i dłużej nie mogę, po prostu nie. Nie chcę cię stracić, poza tym boję się o ciebie. Odkąd się znamy jesteś dla mnie jak siostra i nie może stać ci się krzywda, a teraz nie będzie mnie tam z tobą, będziesz zdana sama na siebie. A ja nie będę ci już mogła pomóc. Proszę, odejdziemy stamtąd razem i razem coś znajdziemy. Co ty na to?
 - Wiesz, ja... muszę to przemyśleć. Może jednak masz rację... - spojrzała na mnie, a ja ją przytuliłam. Naprawdę zawsze traktowałam ją jako moją małą, zagubioną siostrzyczkę. Starałam się nią opiekować, najlepiej, jak tylko dałam radę. Zostało nam pół godziny, ruszyłyśmy więc do klubu.


*perspektywa Shannona*

     Jak to możliwe, że mój brat jest takim kretynem? Rozumiem, jest gwiazdą, sodówa może i strzeliła do głowy, ale, kurwa, bez przesady.
 - Jar, ile razy mamy ci tłumaczyć, że potrzebujemy tancerzy? Nasze koncerty może i są show bez tego, ale potrzebne jest coś nowego. Zrozum, że ty sam już nie wystarczasz - powiedział spokojnie nasz menadżer.
 - Ja to pierdolę, nie zgadzam się i tyle - odpowiedział mu Jared ciągle wgapiony w ekran swojego pieprzonego Black Berry. - Nowi tancerze nie są potrzebni, ja moim fanom wystarczam zupełnie. Tak naprawdę nawet gdybym śpiewał z podkładem, bez gry Shanna i Tomo, to i tak publiczność by się nie zmniejszyła.
 - Kurwa, Jared! Czy ty siebie słyszysz?! - wykrzyknąłem nieźle wytrącony z równowagi. - Jesteśmy zespołem, nie nazywamy się Jared Pierdolona Diva Leto, tylko Thirty Seconds To Mars, tworzymy to razem, rozumiesz? RAZEM! Nie mogę już słuchać tego twojego gadania, co ty w ogóle sobie myślisz? I popatrz na mnie, a nie na tego pieprzonego grata!
 - Dobra, może przesadziłem - powiedział, chowając telefon do kieszeni. Mimo wszystko czułem, że ma do mnie respekt, jako do starszego brata. - Ale tancerzy zdecydowanie nie potrzebujemy. Co oni niby mieliby robić?
 - Tańczyć, do cholery. Podczas koncertów. Już kilka lat nie wydaliśmy żadnej płyty, gramy stare kawałki, może chociaż wprowadźmy jakieś dodatkowe elementy podczas koncertów, co?
 - Shann, to nie jest nam potrzebne, uwierz. Ludzie nas kochają i bez tego.
 - Nie no, jak z dzieckiem. Mam to w dupie, idę się rozerwać. Tomo, idziesz ze mną? - zapytałem mojego najlepszego kumpla, na co ten zareagował skinieniem głowy. Poszliśmy więc razem do naszego ulubionego klubu. Ze striptizem, oczywiście.


*perspektywa Lizzy*

     Dzisiejszego wieczoru akurat ja i Ana byłyśmy tak zwanymi głównymi atrakcjami. O dwudziestej pierwszej zaczynał się nasz występ, najpierw obie do piosenki pod tytułem "Rabiosa" Shakiry, później na zmianę najpierw ona, potem ja i zmiana i na koniec znów razem. Od czasu do czasu właśnie były organizowane takie występy, bo ogólnie był to normalny klub, gdzie na naszej scenie grał DJ, a dziewczyny tańczyły na ciasnych podestach, w klatkach albo przy rurach. Będąc specjalistką od profesjonalnego tańca na rurze, nie mogłam patrzeć na ich nieudolne, zbyt wyuzdane próby naśladowania moich trików. Nagle jak strzała do mojej przebieralni wpadła Ana
 - Boże, Lizzy, nie uwierzysz! Shannon Leto i Tomo Milicević są u nas w klubie! - powiedziała, a właściwie wykrzyknęła podekscytowana. Że co? Znowu ten cały Leto? Kurwa, o co chodzi?
 - Zajebiście, jeszcze tego brakowało.
 - Co? O co ci chodzi? Nie cieszysz się?
 - Wiesz, jakoś nie bardzo mnie jara jakaś gwiazdka z wodą sodową zamiast mózgu w głowie.
 - Oh, daj spokój. Możemy się zamienić miejscami? Siedzą akurat na samym końcu twojego wybiegu, a przy naszym pierwszym tańcu wychodzimy do ludzi, to ja bym poszła do niego. proszę, proszę!!
 - Dobra, w porządku, mi to nawet na rękę.
 - Dziękuję ci, jesteś mega! - i już jej nie było. Dobrze, że mi o tym powiedziała, jakoś nie miałam najmniejszej ochoty świecić tyłkiem przed jakimś... Shanem? A nie, Shannonem, no dobra.
     Wyszłyśmy we dwie na scenę i natychmiast zabrzmiały gromkie brawa, głośniejsze nawet od muzyki. Klienci nas kochali, byłyśmy najlepszymi tancerkami w klubie Klausa. Tańczyłam ze zmysłową miną, jednocześnie rozglądając się po klubie w poszukiwaniu znajomej twarzy. Faktycznie, na końcu mojego wybiegu siedział szanowny pan perkusista i jeszcze jakiś jeden gostek. Chyba byli nie w sosie. Patrzyli na Anę tak, jakby mogli ją przelecieć wzrokiem, co mi się nie podobało. Odwróciłam się na chwilę, a gdy znowu spojrzałam w stronę przyjaciółki, Leto patrzył się na mnie. Sparaliżowało mnie to na chwilę, ale szybko się otrząsnęłam. Teraz był moment, kiedy miałyśmy zejść do ludzi i usiąść komuś na kolanach, wijąc się jak żmije. Usiadłam na kolanach jakiemuś młodemu chłopakowi, który chyba był w tego typu klubie pierwszy raz, bo gdy tylko zrozumiał, co zrobię, zarumienił się jak nie wiem co. Pogłaskałam go po głowie i powiedziałam, żeby się nie wstydził, bo to nic złego. Wstałam i wróciłam do mojej rury. Napotkałam wzrok Any i widziałam, jaka była szczęśliwa. Jak to możliwe, że tak bardzo to lubiła? Chyba nigdy tego nie zrozumiem. Piosenka się skończyła, musiałam więc zejść ze sceny i zostawić Anastasię samą. Jest duża, poradzi sobie, pomyślałam. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w kierunku znajomych twarzy. Ten drugi patrzył na scenę, ale Shannon wodził wzrokiem za mną i palił papierosa. Gdy zobaczył, że na niego patrzę, uśmiechnął się i puścił mi oczko. Frajer.

*****
No i jest dwójeczka :3
Mam nadzieję, że tą krótką wstawką perspektywy Shannona trochę rozjaśniłam pewien wątek, chociaż ostatni scena może Was troszeczkę zmylić :D
Zostawiajcie w komentarzach adresy swoich blogów - dodam do zakładki  "To Czytam" :)
Przepraszam Was bardzo za małe opóźnienie, ale tak trochę weny nie miałam. Piszcie jak się podoba :*

*MARShugs*






12 komentarzy:

  1. Haha, czyli już się domyślam, jak się poznają.. ;) Fajnie piszesz, bardzo oryginalnie. :) Czekam na więcej i zapraszam do siebie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się to opowiadanie coraz bardziej , fajnie piszesz :) kiedy będzie nowy ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, dziękuję ślicznie <3
      Do piątku będzie na 100%, może uda się szybciej :*

      Usuń
  3. Bardzo, bardzo, ale to BARDZO mi się podoba! Super, super! I po raz kolejny dziękuje za te wątki, kiedy Liz wyraża swoje zdanie na temat Shannona. Dobrze, że to nie jest miłość od pierwszego wejrzenia^^ Bo to dodaje w opowiadaniu takiej.. realistyczności! A ja lubię takie opowiadania :3

    No chyba, że już nastawię się na jednorożce...

    Nemo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo, ale to BARDZO dziękuję <3 No cóż, powoli się rozkręcam, wszystko idzie do przodu, będzie coraz więcej opinii o innych :)
      Strasznie się cieszę, że tak się podoba <3

      Usuń
  4. Czemu Shannon patrzy na Lizzy,niech patrzy na Ane :D
    Po tym rozdziale mam wrażenie,że Liz miała coś wspólnego ze starszym Leto,a może się mylę,po prostu zastanawiam się dlaczego widzi go w negatywnym świetle :-)
    Aaa,i zaobserwowałam cię na tt :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha, widzę, że ty widzisz parę w Anie i Shannym, ja mam nieco inny plan ;3
    W kolejnych rozdziałach postaram się wyjaśnić, dlaczego Liz tak bardzo negatywnie nastawia się na sławnych ludzi.
    Nic więcej mi nie zostaje, jak zaprosić do dalszego czytania i obserwowania :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog zaczyna mnie wciągać. Ciekawie piszesz i to na duży plus ^^
    Czekam na nowy rozdział, dodawaj szybko! :)
    Pozdrawiam <3

    http://sue-historia-z-marsa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję bardzo <3
    Ja się dopiero rpzkręcam, prawdziwa akcja zacznie się za jakieś... Mniej więcej trzy rozdziały :D
    Z Sue jestem na bieżąco i dodałam do zakładki To Czytam :3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Wreszcie znalazlam czas. Ale padam, wiec kolejny jutro. Jest swietnie ;)

    OdpowiedzUsuń